Klub Absolwenta

Serdecznie zapraszamy wszystkich absolwentów naszej szkoły do podzielenia się swoimi wspomnieniami z lat spędzonych w Zespole Szkół Chemicznych im. Marii Skłodowskiej-Curie. Niech ta strona stanie się miejscem pełnym historii, refleksji i wzruszających opowieści z czasów nauki.

“Więc choć dla obcych może to być niczym, każdy z nas zawsze będzie czuł,
że stara szkoła przy rogu Krupniczej jest najpiękniejszą z wszystkich szkół,
że stara szkoła przy rogu Krupniczej jest mu najdroższą w wszystkich szkół”.”

(fragment hymnu „Nasza Szkoła”)

Halina Hankus (Ciechanowska) ukończyła Technikum Chemiczne w 1957 roku. Jej wychowawczynią była mgr Zofia Kozłowska. Studiowała metalurgię, pracowała na AGH. W 1964 roku wyjechała do Clayton w Australii, gdzie zatrudniła się w Laboratorium Medycznym (później Farmakologicznym) na Wydziale Medycyny Uniwersytetu im. Sir G. Monasha w Melbourne.

“Naukę w Technikum Chemicznym przy ul. Krupniczej w Krakowie rozpoczęłam we wrześniu 1953 r. Mieliśmy wspaniałych nauczycieli, którzy w tamtych trudnych, bo jeszcze stalinowskich, czasach potrafili nam przekazać – a nawet wpoić w nas zamiłowanie do dobrej pracy, docenianie prawdy i szacunek do drugiego człowieka. A także do jego poglądów – choćby były inne niż nasze. Nie wiem, jak Oni to robili, ale cieszę się, że się Im udało.

Wspominam wymagającą, a przy tym sprawiedliwą, wychowawczynię prof. Kozłowską, dyr. Rauscha, prof. Huperta (chemia), prof. Siemińską (fizyka), prof. Kamieńską – żonę profesora UJ (chemia fizyczna). Polonista prof. Alszer oraz prof. Broniewski, którzy przygotowywali akademie oraz deklamacje poezji – nauczyli mnie tylu wierszy i piosenek – i to tak dokładnie, że je pamiętam do dzisiaj. I powtarzam je teraz mojej 4-letniej wnuczce Ashli. (Z czego dziadziu, czyli mój mąż, jest bardzo dumny, jakby to była jego – eksgeografa – zasługa, a nie prof. A. i B!).

Pamiętam, że podczas słynnego “Polskiego Października” 1956 roku przez jeden dzień nasze Technikum nagle opustoszało. Poszliśmy wszyscy razem z pedagogami na wiec – tym razem nie “zdalnie sterowany”, ale autentyczny – do Rotundy. Z tysiacami obecnych skandowaliśmy: CHCEMY PRAWDY O KATYNIU! Niestety, na tę prawdę Polska musiała jeszcze długo czekać.

W mojej klasie liczebnie przeważały dziewczęta. Byliśmy wszyscy bardzo zgranym i koleżeńskim zespołem. Wzajemna pomoc w różnej “treści i formie” była praktyką codzienną. Niestety w 1957 r. trzy osoby z naszego grona nie zdały egzaminu dojrzałości (matury). Solidaryzując się z nimi (wtedy jeszcze nie używaliśmy tego stowa), postanowiliśmy nie zrobić sobie wspólnego zdjęcia, tj. tablo. Ale pamiętamy o sobie.

Do lipca 1964 r., tzn. do wyjazdu do Australii, pracowałam na AGH, a także studiowałam wieczorowo metalurgię.

Po wyjściu za mąż (1966) i urodzeniu się naszej starszej córki (1967) w lipcu 1968 roku rozpoczęłam pracę w Laboratorium Medycznym (później Farmakologicznym) na Wydziale Medycyny Uniwersytetu im. Sir G. Monasha w Melbourne. (Przy tym ciekawostka: Gen. John Monash był synem emigranta, polskiego Żyda i zasłużył się dla Australii, walcząc na frontach I wojny światowej. Potem zorganizował pierwszą Stanową Komisję Elektryfikacji, która bardzo sprawnie działała w Victorii).

Gdy rozpoczynałam tutaj pracę, byłam jedną z najlepiej wykwalifikowanych i – co ważniejsze – przygotowanych do pracy w tym Laboratorium. Sądzę, że nie muszę dodawać, że tak było dzięki temu, że ukończyłam właśnie nasze Technikum Chemiczne – prowadzone przez wspaniałych – oddanych nam i chemii – ludzi.”

„Homo Magicus, czyli 50 lat Technikum Chemicznego”

Aleksandra Czarny (Góralska) ukończyła Technikum Chemiczne w 1973 roku. Jej wychowawczynią była mgr Zofia Kaźmierczyk (późniejszy dyrektor szkoły). Studiowała na Wydziale Chemii na Politechnice Krakowskiej. Przez wiele lat uczyła chemii w naszej szkole.

“Dlaczego wybrałam tę szkołę? Wahałam się między technikum elektrycznym a chemicznym, ale w klasie elektroniki nie byłoby żadnej dziewczyny, a to był mój drugi wybór.

Moja klasa była żeńska. W szkole było pięć klas: trzy klasy technologii chemicznej oraz dwie – „d” i „e” – technik analityk, a w każdej same dziewczyny. Jeśli chodzi o naszą klasę, jedna z nas została prawnikiem (nauczycielem akademickim), a pięć – nauczycielkami chemii. Współczuję teraz mojej wychowawczyni – nasza grupa zawsze umiała walczyć o swoje zdanie.

Często wspominam profesor Krystynę Zakrzewską i jej lekcje języka polskiego, zwłaszcza wspólne czytanie II części “Dziadów” w sali 45 – przy zasłoniętych oknach, w świetle świec i gromnic. Niezapomniany był też Jerzy Wodziszewski (pracownia nr 4) – każda odpowiedź z obróbki szkła i techniki pracy laboratoryjnej musiała zawierać nowy przepis na zupę lub drugie danie. Było nas w klasie ponad 30 osób, a żadne danie nie mogło się powtórzyć.

Zabawnych sytuacji też nie brakowało. Pamiętam, jak na wycieczce szłyśmy gęsiego za wychowawczynią – po jej uwadze, że zamiast iść, „pętamy się” po ulicach Warszawy. Albo wyrzucenie przez okno swojej teczki, pozostawionej wcześniej przed pracownią nr 2, przez profesora (nazwiska nie pamiętam), który miał z nami zastępstwo. Myślał, że należy do jednej z nas, a to była męska, wypchana aktówka, tymczasem w klasie były same “baby”.”

“AlChemik” nr 17

Zbigniew Fryt ukończył Liceum Chemiczne w 1979 roku. Jego wychowawczyniami były mgr Dorota Kaliska i mgr Janina Walaszek. Po studiach został nauczycielem i autorem podręczników do chemii.

“W szkole na Krupniczej 44 wszystkiego szybko się uczyliśmy, gdyż nauczyciele byli bardzo zaangażowani. Omawialiśmy również niektóre zagadnienia, z którymi zetknąłem się na studiach chemicznych. Z tego względu później większość treści z podstaw chemii miałem już opanowane, więc pomagałem w nauce innym kolegom. Za moich czasów do szkoły chodziło się nawet w soboty. Było dużo nauki, więc byliśmy wszechstronnie wykształceni. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. To sprzyjało dobremu przygotowaniu do życia. (…)

Dzięki pomocy i zaangażowaniu nauczycieli mogłem wiele się nauczyć. Przyglądając się im wtedy, zapamiętałem, jak prowadzili lekcje, jak podchodzili do nas, jak nas traktowali. Teraz sam staram się postępować podobnie ze swoimi uczniami. Chcę dawać im dobry przykład, motywować ich do działania. Taką ważną dla mnie osobą była Pani Profesor Pustówka – nauczycielka fizyki. Była bardzo wymagająca, grała na gitarze, pięknie śpiewała, układała piosenki (do dziś je sam śpiewam!). Można było bez skrupułów z Nią porozmawiać na różne tematy. Bardzo lubiła te rozmowy po lekcjach. Jako uczniowie ceniliśmy i lubiliśmy Ją za to. Na Krupniczej 44 poznałam bardzo wielu wspaniałych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Nie są to tylko nauczyciele, lecz również koledzy i koleżanki.”

“AlChemik” nr 10

Maria Litwin absolwentka Technikum Chemicznego. Po studiach została nauczycielką i autorką podręczników do chemii.

„To była cudowna szkoła. Mieliśmy tylko zastrzeżenia co to dyscypliny: trzeba było nosić tarczę „Technikum Chemiczne” i pod spodem mieć belki, których ilość oznaczała klasę. Nie każdy chciał chodzić z taką belką, zwłaszcza ci z pierwszych klas. Należało je nosić nie tylko w szkole, ale też w drodze do niej i z powrotem. (…)

Nauczyciele byli wyjątkowi. Pamiętam taką śmieszną sytuację z udziałem prof. Tadeusza Alszera, który był polonistą. Wzbudzał strach wśród uczniów, bo miał groźne spojrzenie, chociaż w środku to była sama dobroć. W związku z tym miał ksywkę Pirat. Ktoś poprosił mnie, żebym zapytała, czy jest prof. Alszer w pokoju nauczycielskim. Zeszłam tam cała przestraszona, zapukałam, uchyliłam drzwi i pierwszego lepszego nauczyciela zapytałam: „Przepraszam bardzo, czy jest profesor Pirat?”. A potem pomyślałam: ”Boże, przecież on się nazywa Alszer! Co ja narobiłam!” Takie małe drobiazgi. Albo dyrektor Kałuża – matematyk. Też sprawiał wrażenie zdystansowanego do nas, a jednak wszystko wiedział o uczniach. Okazało się, że był dla każdego taki ciepły, miał cudowny uśmieszek i wspaniale uczył matematyki. Nie do pomyślenia było, żeby się nie przygotować na jego lekcję. To byłby wstyd. Nie wiem, czy są jeszcze tacy nauczyciele jak to grono. (…) Byli dla mnie nie tylko autorytetami, ale też bardzo dobrymi nauczycielami swoich przedmiotów, mieli niesamowitą wiedzę. To były ciężkie czasy. Na przykład nigdy nie chciałam uczyć historii, bo wiedziałam, że wokół panuje zakłamanie, jeżeli chodzi o tę dziedzinę nauki. Akurat ja pochodzę z domu, gdzie mój tato był żołnierzem AK, więc tę prawdziwą historię znałam, ale wiele osób niestety nie. Natomiast prof. Chirowski przemycał nam informacje i mówił, jak było naprawdę. To była szkoła, z której, przypuszczam, nie wyszła ani jedna osoba, która nie miałaby wiedzy o historii Polski.”

“AlChemik “ Nr 11

Piotr Suryło ukończył Technikum Chemiczne w 1989 roku. Jego wychowawczynią była mgr Urszula Janocha. Obecnie jest adiunktem na Wydziale Inżynierii i Technologii Chemicznej Politechniki Krakowskiej w Katedrze Technologii Chemicznej i Analityki Przemysłowej. Uczy chemii w naszej szkole.

„Uczęszczałem do klasy oznaczonej jako A, i była to wówczas klasa technologiczna. Klasy równoległe B były klasami analitycznymi. Zatem szkołę ukończyłem z tytułem technik technologii chemicznej. A tak między nami mówiąc, często twierdziliśmy, że chodzimy do Technikum Chemicznego o profilu humanistycznym, bo język polski i historia były najważniejszymi przedmiotami, przynajmniej przez pierwsze 3 lata.

Przez pierwsze 2 lata nauki w Technikum Chemicznym wychowawcą była pani prof. Bożena Kondzior. Uczyła nas rysunku technicznego i maszynoznawstwa. Gdy zaczęliśmy klasę 3, pani Kondzior została zastępcą dyrektora. Od tej pory wychowawcą była matematyczka, pani profesor Urszula Janocha. Zdjęcia obydwu pań można zobaczyć na niektórych, zachowanych jeszcze, starych tablach. (…)

Uważam, że Technikum Chemiczne znakomicie mnie przygotowało do studiów chemicznych. Na Politechnikę poszła nas spora grupa, bo aż 5 osób (w klasie było nas 19). Nie mieliśmy problemów z przedmiotami chemicznymi i technikami laboratoryjnymi. Byliśmy też solidnie przygotowani z matematyki, co było zasługą naszej wychowawczyni.

Powiem szczerze, 5 lat w Technikum Chemicznym było najlepszym okresem w moim życiu. Mieliśmy wyjątkową klasę i wspaniałych nauczycieli. Jako uczniowie spędzaliśmy z sobą dużą część czasu poza szkołą. Może to zabrzmi dziwnie, ale spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu, np. w internacie szkoły na ul. Ułanów lub w czyimś mieszkaniu i tam wspólnie w sporej grupie przygotowywaliśmy się do lekcji. A w wakacje wyjeżdżaliśmy, najczęściej w góry, nawet na 3-4 tygodnie.

W pamięci mam wiele wydarzeń, ale chciałbym powiedzieć o jednym, które wstrząsnęło nie tylko moją klasą, ale i całą szkołą. W marcu 1986 r. zmarł nagle nasz historyk i zastępca dyrektora, profesor Jan Kremer. Był on wyjątkowym człowiekiem. Myślę, że jedną z legend szkoły. To ciekawe, ja się go z jednej strony bardzo bałem, a z drugiej bardzo lubiłem; myślę, że większość mojej klasy czuła podobnie. Podczas odpytywania przy tablicy pytał każdego ucznia, czego się nauczył. Kiedy udzieliło mu się odpowiedzi, stwierdzał, że nie należało się nauczyć, tylko “naumieć” i rozpoczynało się szczegółowe odpytywanie. Kiedy wpisywał ocenę, to mówił, że jakbyśmy się “naumieli”, to byłaby wyższa.”

“AlChemik” nr 32

Paweł Zyguła ukończył Technikum Chemiczne w 1993 roku. Jego wychowawczynią była mgr Alina Rachwalska. Obecnie zajmuje się psychologią, rozwojem osobistym oraz doradztwem biznesowym. Przez niemal dwie dekady prowadził firmę specjalizującą się w efektach specjalnych i pirotechnice.

„Chemia fascynowała mnie od najmłodszych lat – miałem nawet swoje małe laboratorium w piwnicy. Chciałem zgłębiać tę dziedzinę, dlatego wybór Technikum Chemicznego wydawał się najbardziej naturalny.

To był szalony czas. Z łezką w oku wspominam imprezy z okazji pasowania pierwszych klas, zwariowane eksperymenty chemiczne oraz towarzyszące im żarty i niespodzianki.

Lubiłem tę szkołę, bo sam ją wybrałem. Szczególnie dobrze wspominam panie polonistki oraz nauczycieli chemii. Nieco mniej sympatii miałem natomiast do nauczyciela matematyki, który naprawdę dał mi w kość.

Wiele wydarzeń zapisało się w mojej pamięci, ale jednym z najbardziej emocjonujących była eksplozja nitrocelulozy w suszarce w jednej z pracowni. Przygotowaliśmy z kolegami znitrowaną bawełnę na pokaz podczas “Wieczoru ciekawej chemii”. Aby ją wysuszyć, ustawiliśmy suszarkę na 30 stopni i poszliśmy na zajęcia. Po pewnym czasie do sali weszła nauczycielka z grupą uczniów i – nieświadoma zawartości suszarki – podkręciła temperaturę do 100 stopni, szczelnie zamykając urządzenie, aby szybciej się nagrzało. Nietrudno się domyślić, co stało się dalej – bawełna zapaliła się, a wybuch otworzył drzwiczki z hukiem, wydmuchując gumową uszczelkę. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale afera była ogromna.

Dzięki praktycznej wiedzy zdobytej w szkolnych pracowniach mogłem później opracowywać nietypowe efekty pirotechniczne, które pojawiły się w filmach, programach telewizyjnych oraz widowiskach. Poza tym znajomość związków chemicznych i ich reakcji przydaje się na co dzień – chemia ma zastosowanie w niezliczonych branżach, od dodatków do żywności, przez artykuły gospodarstwa domowego, aż po nawozy, farby i lakiery.”

“AlChemik” nr 18

Marta Zagata (Kapusta) ukończyła Technikum Chemiczne o profilu technik procesów chemicznych w 1996 roku.  Obecnie pracuje jako specjalista analityk.

„To była wspaniała szkoła, z której wyniosłam wiele cudownych wspomnień. Radziłam sobie świetnie – byłam jedną z najlepszych uczennic (…).

W szkole zawodowej moją wychowawczynią była pani Janina Jaśkowiec, nauczycielka wychowania fizycznego. Zanim rozpoczęła pracę w zawodzie, należała do reprezentacji Polski w siatkówce. Była naprawdę wyjątkową wychowawczynią i wspaniałym człowiekiem – mogliśmy zwrócić się do niej z każdą sprawą.

W technikum natomiast moją wychowawczynią była pani Ewa Tarkowska – osoba o silnym charakterze. Lubiłyśmy się, choć zdarzały nam się także drobne sprzeczki.”

“AlChemik” nr 24

Anna Czosnek (Gurgul) ukończyła XXVI Liceum Ogólnokształcące w 1996 roku. Uczyła się w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. Jej wychowawczynią była mgr Krystyna Pokrywka. Pracuje jako kierownik do spraw gospodarczych w naszej szkole.

„Mam mnóstwo miłych wspomnień związanych z tą szkołą. Bardzo ważnym wydarzeniem było pasowanie na chemika, czyli obecnie ślubowanie pierwszoklasistów. To była impreza zupełnie inna niż teraz, z dużą ilością eksperymentów. Wieczorem odbyła się również dyskoteka.

W liceum poznałam cudownych ludzi, wszyscy chętnie spotykaliśmy się po szkole, organizowaliśmy wycieczki z nauczycielami – na przykład w góry w weekendy czy wspólne wyjścia do kina lub teatru. Dzięki temu dobrze się znaliśmy. Z większością koleżanek i kolegów z mojej klasy do tej pory utrzymuję kontakt. Spotykamy się co rok, by powspominać tamte czasy.”

“AlChemik” nr 33

Ewelina Jabłońska (Piła) ukończyła Technikum Chemiczne w 1997 roku. Jej wychowawcami byli: w pierwszej klasie mgr Anna Grobel Kijanka (nauczycielka matematyki), później mgr Barbara Tarnowska (nauczycielka języka polskiego). Pracę dyplomową pisała pod kierunkiem mgr Joanny Niemiec. Studiowała na Politechnice Krakowskiej na Wydziale Technologii i Inżynierii Chemicznej (kierunek: Lekka Technologia Nieorganiczna). W ZSCh pracuje od 2006 roku, obecnie pełni funkcję wicedyrektorki szkoły.

„Moja edukacja w Zespole Szkół Chemicznych przypadła na zupełnie inne czasy niż obecnie. W szkole panowała duża dyscyplina – żadna z nas nie odważyłaby się przyjść w krótkiej spódniczce, a bluzka bez rękawów była uznawana za niestosowną. Chłopcy nie mogli nosić brody ani krótkich spodenek, a długie włosy musiały być koniecznie związane. Zasady były jasno określone i przestrzegane. Mimo tych rygorów atmosfera w szkole była wyjątkowa. Wszyscy się szanowali, pomagali sobie i tworzyliśmy jedną wielką rodzinę.

Dobrze pamiętam też wagary całej klasy tuż przed świętami wielkanocnymi. Zwłaszcza strach przed powrotem do szkoły i rozmową z wychowawczynią! Wtedy nie było jeszcze Librusa, więc rodzice dowiadywali się o takich „wybrykach” dopiero na zebraniach.

Na ostatnim piętrze budynku znajdował się pokój higienistki (niestety, nie pamiętam jej nazwiska). To było miejsce, gdzie często spędzaliśmy przerwy, a czasem także dłuższe chwile. Można było tam odpocząć i porozmawiać.

Jako klasa technikum trzymaliśmy prawdziwą sztamę z panią Moniką – laborantką. Była naszą sojuszniczką w świecie doświadczeń i obliczeń chemicznych. Najważniejszy był oczywiście zeszyt z wynikami wszystkich zadań, które wykonywaliśmy w pracowni. Był to niemal święty dokument, do którego każdy chciał mieć dostęp – zwłaszcza gdy trzeba było szybko nadrobić zaległości lub upewnić się, że wszystko się zgadza przed oddaniem sprawozdania.

Zajęcia praktyczne w laboratorium były jednym z najbardziej ekscytujących elementów nauki. Choć obowiązywały surowe zasady, to dawały nam przedsmak prawdziwej pracy w zawodzie. Zarówno pani laborantka, jak i nauczyciele zawodu zawsze służyli pomocą, a jednocześnie pilnowali porządku i dbali o to, byśmy nie tylko poprawnie wykonywali doświadczenia, ale także rozumieli ich sens.

Język polski był równie dużym wyzwaniem – choć wydawał się mniej związany z naszym kierunkiem, wymagał sporo pracy. Każda analiza tekstu, rozprawka czy interpretacja wiersza często budziły w nas większe emocje niż obliczenia stechiometryczne. Jednak z perspektywy czasu doceniam to solidne przygotowanie do matury. To były lata pełne nauki, ale także wzajemnej pomocy, kombinowania i budowania relacji.

To właśnie czas spędzony w Zespole Szkół Chemicznych nauczył mnie, że niezależnie od przedmiotu liczą się solidna wiedza, wytrwałość i zaangażowanie. Nawet jeśli wtedy narzekaliśmy na trudne tematy i długie wypracowania, dziś wiem, że było warto.

Przyjaźnie z technikum przetrwały próbę czasu. Mimo że każdy z nas poszedł swoją drogą – jedni kontynuowali naukę, inni rozpoczęli pracę w zawodzie – to więzi, które wtedy stworzyliśmy, okazały się naprawdę silne. Są osoby, z którymi spotykam się do dziś, a z niektórymi, wraz z naszymi prawie dorosłymi dziećmi, wyjeżdżam na wspólne wakacje.

Po latach wróciłam do szkoły, tym razem w zupełnie innej roli – jako nauczycielka. Było to dla mnie nieco surrealistyczne doświadczenie, bo nagle musiałam zwracać się na „ty” do osób, które jeszcze niedawno mnie uczyły i do których nadal mam ogromny szacunek. Początkowo było to stresujące i trochę niezręczne, ale szybko przekonałam się, że spotkałam się z dużym wsparciem i życzliwością. Te bariery zniknęły niemal natychmiast, a ja mogłam skupić się na pracy z uczniami i dzieleniu się wiedzą, którą kiedyś sama tutaj zdobywałam.

Dziś z dumą mogę powiedzieć, że wszystko zaczęło się właśnie tutaj – w Zespole Szkół Chemicznych. To miejsce, które nie tylko otwiera drzwi do dalszej edukacji i kariery, ale również kształtuje wartości, ambicje i pasje, które pozostają na całe życie.

Gdy patrzę na szkołę z perspektywy nauczycielki i wicedyrektorki, widzę, jak wiele się zmieniło – ale jedno pozostaje niezmienne: Zespół Szkół Chemicznych to miejsce, które kształtuje nie tylko świetnych specjalistów, ale i wyjątkowych ludzi. Wiem też, że takie rzeczy docenia się dopiero po latach. Wspomnienia pozostają żywe i dzięki nim rozumiem, jak ważne jest, by szkoła nie była tylko miejscem nauki, ale także przestrzenią, w której młodzi ludzie mogą się rozwijać, tworzyć przyjaźnie i budować fundamenty swojej przyszłości.”

“AlChemik” nr 33

Robert Grabski ukończył Technikum Chemiczne w 2008 roku. Jego wychowawczynią była mgr Małgorzata Molik.

„Od gimnazjum moje życie zaczęło krążyć wokół chemii i muzyki: konkursy chemiczne, prywatne lekcje gry na fortepianie, a także podpatrywanie organistów podczas gry. To wtedy wszystko się zaczęło…

Postanowiłem wziąć udział w I Małopolskim Konkursie Analizy Chemicznej, organizowanym przez Technikum Chemiczne na Krupniczej. Dzięki mojej nauczycielce chemii, która poświęciła mi mnóstwo czasu poza lekcjami i przygotowała mnie do tego konkursu, zdobyłem I miejsce. To było dla mnie ogromnym szokiem, że udało mi się wygrać, zwłaszcza że konkurencja była naprawdę spora. Kiedy nadszedł czas wyboru szkoły średniej, zdecydowałem się na ZSCh. Zapytacie: „Czemu nie szkoła muzyczna?” A ja odpowiem, że nie wiem. To była dość szybka decyzja, ale myślę, że jedna z najlepszych w moim życiu. Spędziłem cudowne 4 lata ze wspaniałymi ludźmi. Moje spotkanie z chemią nabrało zupełnie nowych barw, a nauka, mimo że czasem męcząca i pochłaniająca sporo czasu, była naprawdę satysfakcjonująca. Szczególnie miło wspominam zajęcia w pracowni chemicznej. Ale jak to w życiu bywa, wszystko się z czasem kończy i nadszedł czas matury i egzaminu zawodowego. Pamiętam to przejęcie i powtórne rozmyślanie nad tym, co dalej… Matura i egzamin zawodowy okazały się jednak dużo przyjemniejsze i nie takie straszne, jak się początkowo wydawało.

Kiedy już było po wszystkim, wróciła myśl o muzyce. Tylko co ze studiami? Podjąłem ryzyko i złożyłem dokumenty na Politechnikę Krakowską na Wydział Technologii Chemicznej oraz podanie o przyjęcie do Szkoły Muzycznej II stopnia. Dostałem się na Politechnikę. Nadszedł czas przesłuchań do szkoły muzycznej. Pamiętam do dziś, jaki byłem zestresowany – chyba bardziej niż na maturze! Ale udało się! Dostałem dwie legitymacje: jedną z uczelni, a drugą ze szkoły muzycznej. No tak, ale żeby nie było zbyt kolorowo, pojawiły się nowe dylematy. Niestety, w tym czasie już pracowałem jako organista w podkrakowskiej parafii i zastanawiałem się, jak pogodzić to wszystko. Tak się złożyło, że zamiłowanie do muzyki zwyciężyło. Postanowiłem porzucić chemię i całkowicie poświęcić się muzyce. Dziś jestem już na ostatnim roku. Niedługo zagram koncert, otrzymam dyplom i znów pojawi się ten znany dylemat: Co dalej?

Na chwilę obecną mogę powiedzieć, że chcę kontynuować przygodę z muzyką na Akademii Muzycznej w Krakowie, w Katedrze Organów lub Muzyki Kościelnej. Wciąż pracuję jako organista w jednej z krakowskich parafii. Zamiłowanie do chemii wciąż gdzieś we mnie tkwi, więc kto wie, co przyniesie kolejny rok. Będąc już dorosłym człowiekiem, mogę Wam powiedzieć, że warto spełniać swoje marzenia i czasami ryzykować! Ważne, żeby robić w życiu to, co się kocha, a wybór szkoły wcale nie musi być ostatecznym wyborem!”

“AlChemik” nr 11

Dominika Pierowska ukończyła Technikum Chemiczne w 2008 roku. Jej wychowawczynią była mgr Małgorzata Molik. Po ukończeniu szkoły średniej studiowała metalurgię na AGH.

„Przeżyłam w tej szkole wiele miłych chwil. Wiedza, którą zdobyłam w Technikum, oraz edukacja, jaką zapewniła mi cudowna kadra nauczycieli, doprowadziły mnie do tego, co osiągnęłam w swoim życiu zawodowym. W Technikum Chemicznym przeżyłam wiele wspaniałych momentów. Poznałam fantastycznych ludzi, z którymi nadal utrzymuję kontakt. Moją wychowawczynią była pani Małgorzata Molik. Na pewno każdy z Was ma swojego ulubionego nauczyciela w szkole, ja również go miałam. Jest to osoba bardzo wartościowa, która w cudowny sposób potrafi przekazać swoją wiedzę. Nikt tak nie opowiada o średniowiecznych czasach, jak pani Aneta Polit. To właśnie pani Aneta w pewien sposób ukształtowała mój charakter, a przez swój patriotyzm oraz poszanowanie dla drugiego człowieka zasługuje na to, aby być wzorem do naśladowania. Bardzo miło wspominam laboratoria chemiczne prowadzone przez panią Lidię Rolińską. Dzięki jej ogromnej wiedzy i umiejętności przekazywania informacji uczniom, bez problemów zdałam analizę ilościową i jakościową na AGH na ocenę 5,0. Pamiętam mnóstwo zajęć praktycznych w laboratorium chemicznym i te białe fartuchy, które każdy z mojej klasy „A” nosił z dumą. Wszystkie wycieczki klasowe wspominam bardzo pozytywnie, szczególnie wycieczkę do Białego Dunajca. Moja klasa była niesamowicie zgraną paczką. Potrafiliśmy sami, bez inicjatywy nauczycieli, zorganizować wycieczkę do Chochołowa, grille, śpiewy i wspólne gry w siatkówkę – tego się nie zapomina. Wtedy, w Chochołowie, odwiedziła nas pani Klepka. Nasze zaskoczenie było ogromne, ale bardzo pozytywne. Pani Ada była bardzo wymagającym nauczycielem matematyki, ale na dzień dzisiejszy muszę jej z całego serca podziękować, że potrafiła tak solidnie nauczyć tego przedmiotu, iż na studiach byłam zwolniona z egzaminu. A wiadomo, matematyka na Akademii Górniczo-Hutniczej to już nie przelewki. Człowiek-encyklopedia, człowiek z wielkim sercem i ogromną wiedzą – pani Aleksandra Czarny. To dzięki towaroznawstwu wybrałam metalurgię na AGH. Tak, jak opowiadała pani o Wielkim Piecu, nikt tego nie potrafi. Bezcenne! I o królikach – na studiach bardzo dobrze poznałam te układy równowagi. Zajęcia z panią świetnie przygotowały mnie do profilu studiów, który wybrałam. Moje wielkie ukłony kieruję również do pani Joanny Niemiec, świetnej nauczycielki chemii i fizyki – nic dodać, nic ująć, a do tego piękny głos. Uczestniczyłam w chórach, które pani Niemiec organizowała, i słyszałam, jak fantastycznie śpiewa. Pamiętam wiele wzruszających chwil, które spajały całą moją klasę. Niezapomniane wspomnienia nasuwają się, gdy przypomnę sobie studniówkę w Hotelu Europejskim i potem wielkie odliczanie do matury. (…)

Do wspomnień z czasów Technikum wracam z wielkim sentymentem. Nigdy nie zapomnę tej szkoły. Wszystkim nauczycielom jestem wdzięczna za wiedzę, którą dzięki nim zdobyłam.”

“AlChemik” nr 14

Adrian Bernaś to absolwent Technikum Chemicznego. Jego wychowawczynią była mgr Iwona Gruchot. Pracuje jako radiolog. Jego pasją jest taniec.

„ZSCh wspominam bardzo dobrze. Szkoła dała mi szansę oraz solidne podstawy do zdobycia zawodu radiologa. Testy z biologii, chemii i anatomii pozwoliły mi zdobyć wiedzę na wysokim poziomie. Poznałem tu wielu wspaniałych ludzi oraz oddanych swojej pracy nauczycieli.”

“AlChemik” nr 12”

Krzysztof Feluś ukończył Technikum Ochrony Środowiska w 2011 roku. Jego wychowawczynią była mgr Edyta Gorajczyk. Następnie studiował na Wydziale Biotechnologii i Ogrodnictwa Uniwersytetu Rolniczego, gdzie ukończył kierunek Rośliny lecznicze i prozdrowotne.

„Cztery lata spędzone w murach ZSCh to czas, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. To tutaj poznałem wspaniałych ludzi i nawiązałem przyjaźnie, które trwają do dziś.

Jedną z najważniejszych umiejętności, jakie zdobyłem w szkole, była organizacja czasu. Musiałem nauczyć się, jak pogodzić naukę z innymi obowiązkami oraz zajęciami dodatkowymi. Umiejętność ta okazała się niezwykle przydatna zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.

W technikum miałem również okazję rozwijać się na wielu płaszczyznach. Angażowałem się w redagowanie pierwszych numerów gazetki szkolnej oraz w działalność wolontariacką.

Wszystko to sprawiło, że lata spędzone w szkole były dla mnie naprawdę ważne. Zyskałem nie tylko wiedzę, ale także praktyczne umiejętności, które wykorzystuję na co dzień. Choć minęło już sporo czasu, wspomnienia z technikum wciąż są dla mnie wyjątkowe i często wracam do nich z sentymentem.”

“AlChemik” nr 8

Gabriela Milanowska ukończyła Technikum Chemiczne w 2016 roku. Jej wychowawczynią była mgr Marzena Jantos.

“O Technikum Chemicznym dowiedziałam się od mojego brata, który również ukończył tę szkołę. Będąc jeszcze niepozorną, przestraszoną gimnazjalistką, przyszłam na dzień otwarty. Wychodząc z budynku, byłam już pewna – to tutaj chcę złożyć dokumenty. I wiecie co? Dostałam się! Pamiętam, jak ogromnie cieszyłam się z tego obrotu spraw. Ktoś mógłby zapytać: „O co tyle szumu?” albo stwierdzić, że to przecież tylko szkoła średnia, którą każdy musi skończyć… Ale dla mnie to było coś wielkiego.

Gdybym mogła cofnąć się do tamtego momentu i ponownie podjąć decyzję, nic bym nie zmieniła. Cztery lata spędzone w tych murach to czas, który będę wspominać do końca życia. Zawarłam mnóstwo przyjaźni – takich, które przetrwały dłużej niż ostatni dzwonek. Mogłam rozwijać swoje pasje, angażując się w kółko teatralne, szkolny wolontariat, a przede wszystkim podejmować wyzwania jako przewodnicząca samorządu szkolnego w latach 2013–2015.

A same lekcje? Bywało różnie. Każdy ma swoje ulubione przedmioty i nauczycieli, każdy miewa lepsze i gorsze dni. Nie raz miałam ochotę rzucić wszystko i zakopać się pod ciepłą kołdrą, ale równie często przekraczałam próg szkoły z uśmiechem, nie mogąc się doczekać spotkań z przyjaciółmi, samorządowych akcji czy zajęć w laboratorium chemicznym, które pokochałam od pierwszego dnia.

Miałam też ogromne szczęście, trafiając do wspaniałej klasy i jeszcze lepszego wychowawcy – pani Marzeny Jantos. Muszę o niej wspomnieć, bo była dla nas jak druga mama. Walczyła o nas nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, a my to docenialiśmy i nadal doceniamy. Oczywiście, w grupie trzydziestu trzech osób, z różnymi charakterami i poglądami, zdarzały się konflikty, ale w najważniejszych sprawach zawsze potrafiliśmy się porozumieć i znaleźć kompromis.

Te cztery lata zostawiły we mnie mnóstwo pięknych wspomnień, których nikt mi nie odbierze. Nie żałuję ani przez chwilę decyzji o wyborze tej szkoły – wręcz przeciwnie, wiem, że to było najlepsze, co mogłam zrobić.

Teraz, studiując i samodzielnie dbając o swoje obowiązki, oceny i egzaminy, często wracam myślami do tamtych czasów. Chętnie cofnęłabym się o dwa lata, by jeszcze raz przeżyć czwartą klasę. Choć to był intensywny rok – pełen egzaminów zawodowych, matury i (nie)udanej studniówki (wszystko zależy od perspektywy) – miał swój niepowtarzalny klimat. To były moje ostatnie chwile w tej szkole i nie chciałam się z nią ani z niektórymi osobami rozstawać.

Życie toczy się dalej, ale to miejsce i ludzie, których tu poznałam, wciąż są dla mnie ważni. Może to dziecinne, ale kiedy tylko mam wolną chwilę, wracam tu, by powiedzieć „dzień dobry” cioci na portierni albo odwiedzić byłych nauczycieli. Choć na moment znów czuję się uczennicą, która przychodzi na 7:30, by zacząć kolejny wymagający dzień. To drobna rzecz, ale daje ogromną radość.

Teraz pozostały mi – i wszystkim absolwentom – wspomnienia i mnóstwo zdjęć, do których będziemy wracać z uśmiechem. I tego Wam życzę!”

“AlChemik” nr 23

Mateusz Mach ukończył XXVI Liceum Ogólnokształcące (klasę teatralno-wokalną) w 2019 roku. Jego wychowawczynią była mgr Joanna Zima.

„Patrząc na lata spędzone w XXVI Liceum Ogólnokształcącym w Krakowie, dostrzegam nie tylko edukację, ale przede wszystkim niezwykle intensywny i inspirujący czas, który ukształtował mnie artystycznie, dziennikarsko, a przede wszystkim społecznie. To właśnie tam miałem możliwość rozwijania swoich pasji, zdobywania licznych doświadczeń, które do dziś procentują, i poznawania ciekawych ludzi, którzy wpłynęli na moje obecne życie.

Wybór profilu teatralno-wokalnego nie był przypadkowy – od zawsze fascynowała mnie sztuka sceniczna, a szkoła dała mi przestrzeń do jej eksplorowania. Aktorstwo, reżyseria, pisanie scenariuszy – to wszystko było wówczas częścią mojej codzienności. Przede wszystkim wybór wspomnianego profilu wynikał z potrzeby wyrażenia siebie, a przecież na tym polega aktorstwo. Podczas trzech lat edukacji, na zajęciach fakultatywnych – warsztatach teatralnych oraz wiedzy o teatrze – miałem możliwość stworzenia wielu ciekawych scenariuszy i opowiadań. Nie byłoby to jednak możliwe bez opieki dwóch niezwykle sympatycznych pedagogów – prof. Agnieszki Czekierdy oraz prof. Małgorzaty Niedźwieckiej. Każde zajęcia z nimi stanowiły dla mnie nie tylko wyzwanie, ale także lekcję zarządzania i organizacji pracy – umiejętności, które, jak się później okazało, były niezwykle cenne. Dzięki nauce w tej klasie mogłem uczestniczyć w licznych warsztatach organizowanych w krakowskich teatrach, takich jak Stary, Bagatela, Słowackiego, STU, Variete czy Groteska, gdzie miałem okazję uczyć się od profesjonalistów, w tym Jana Klaty. Niezwykle inspirujące były także zajęcia w MICET i CRICOTECE, które otworzyły mi oczy na zupełnie nowe sposoby myślenia o sztuce scenicznej.

W tamtym czasie, obok teatru, moją wielką pasją stało się również dziennikarstwo. Praca w redakcji szkolnego czasopisma “AlChemik” nie była szkolnym obowiązkiem – stała się szczęśliwym zrządzeniem losu. Dziś uważam, że ta próba sprawdzenia swoich umiejętności w operowaniu słowem pomogła mi w realizacji wielu, nieraz skomplikowanych przedsięwzięć. Każdy kolejny numer gazety był efektem zgranej pracy zespołowej oraz wielogodzinnych burz mózgów nad tematami artykułów, którym towarzyszyły niezliczone ilości zjedzonego kisielu – stąd nazwa „kisielkowe spotkania”. Redagowanie “AlChemika” nauczyło mnie przede wszystkim skrupulatnej analizy wydarzeń, precyzyjnego formułowania myśli oraz odpowiedzialności za każde napisane i opublikowane słowo.

Nie sposób nie wspomnieć o nauczycielach, którzy mieli ogromny wpływ na mój rozwój, zwłaszcza tych, którzy przygotowywali mnie do matury. Szczególne miejsce zajmuje tu prof. Aneta Polit, prowadząca zajęcia z wiedzy o społeczeństwie. To właśnie ona pokazała mi, jak ważna jest umiejętność analitycznego myślenia, i zachęciła do głębszego zainteresowania się stosunkami międzynarodowymi oraz polityką. Aktualnie interesuję się polityką lokalną, angażuję w działania na rzecz społeczności w krakowskich organizacjach pozarządowych, ale także w tych o szerszym zasięgu. To właśnie dzięki niej podjąłem decyzję o studiowaniu politologii, koncentrując się na doradztwie politycznym. Obecnie poszerzam swoje zainteresowania o jedną z jej kluczowych dziedzin – stosunki międzynarodowe.

Czas liceum to nie tylko zdobywanie wiedzy, ale także codzienne chwile, które dziś wspominam z sentymentem – pierwszy dłuższy wyjazd z moim rocznikiem do Zakopanego na integrację, a później także do Lubogoszczy.

Za czym tęsknię? Na pewno za atmosferą swobody twórczej, którą trudno mi odnaleźć w dorosłym życiu. Możliwość realizowania własnych pomysłów, eksperymentowania, tworzenia – wszystko to było dla mnie niezwykle cenne i stanowiło fundament moich późniejszych działań. Dziś z trudem staram się kontynuować te pasje, choćby w niewielkim, ale wciąż znaczącym dla mnie wymiarze.

Tęsknię również za emocjami związanymi z występami na scenie – za tą ekscytacją, która towarzyszyła każdemu spektaklowi. Za warsztatami teatralnymi, gdzie mogliśmy testować różne techniki aktorskie i odkrywać nowe sposoby wyrażania siebie. Dziś w pewnym sensie realizuję tę działania, prowadząc zajęcia dla studentów jako asystent badawczy lub prezentując swoje stanowisko na konferencjach i spotkaniach naukowych.

Tęsknię również za pracą nad gazetą szkolną – za redakcyjnymi dyskusjami i satysfakcją, gdy kolejny numer trafiał do rąk czytelników. Obecnie spełniam się jako redaktor, dbając o korektę publikacji naukowych w różnych ośrodkach akademickich, głównie krakowskich.

Tęsknię też za poczuciem wspólnoty i za ludźmi, którzy razem ze mną przeżywali te wszystkie doświadczenia – za moją grupą przyjaciół, którzy niestety rozjechali się po świecie. Liceum to był czas intensywnych relacji, inspirujących rozmów, wspólnych pasji i sukcesów. To właśnie te momenty, te codzienne drobne sytuacje – śmiech na przerwach, przygotowania do spektakli, burzliwe redakcyjne dyskusje – tworzyły atmosferę, która wciąż we mnie żyje.

Dziś widzę, jak bardzo ten okres wpłynął na moje życie. Umiejętności, które zdobyłem – organizacja pracy, komunikacja, analiza – są nieocenione w mojej codziennej działalności. To właśnie liceum nauczyło mnie, jak łączyć różne dziedziny – sztukę, dziennikarstwo, analizę społeczną – i wykorzystywać je w praktyce. Czas spędzony w XXVI LO to coś więcej niż tylko edukacja – to fundament, który ukształtował mnie zarówno zawodowo, jak i prywatnie. I choć od tamtych dni minęło już trochę czasu, wspomnienia i doświadczenia, które tam zdobyłem, pozostaną ze mną na zawsze.”

Przejdź do treści